Saturday, May 18, 2024

When things go in a different way than I wanted


It's been a third week in Vienna and a loooooot of different things have happened. And not all of them happened the way I wanted them to, so I figured out it was the perfect time to bring up this topic. I'm sure I'm not the only one who gets pissed off about things I have no control over, and I still want to have an influence on them and want them to go as I want them to.

Minął już trzeci tydzień w Wiedniu i wydarzyło się mnóstwoooo różnych rzeczy. I nie wszystkie wydarzyły się tak jak tego chciałam, więc stwierdziłam, że to idealny moment by poruszyć ten temat. Jestem przekonana, że nie ja jedna wkurzam się na rzeczy, na które nie mam wpływu, a i tak chcę mieć na nie wpływ i chcę żeby były po mojemu.


It was a time for various administrative processes - I had to register myself in Vienna, create an account, figure out the insurance thing ( which I still haven't understood) and get an Austrian number. Don't ask me why, or if I really had to do this. I had everything planned out in my head but at the end everything went bad…

Przyszedł czas na różne procesy administracyjne – musiałam się zarejestrować, utworzyć konto, ogarnąć ubezpieczenie ( którego nadal nie ogarnęłam) i jeszcze wykupić abonament na numer austriacki. Nie pytajcie mnie po co, dlaczego i czy rzeczywiście musiałam. W każdym razie miałam w głowie ułożony plan, który chciałam zrealizować i wszystko poszło się…


And the icing on the cake was my internet, or rather the lack of it, and a broken laptop, fortunately temporarily. In the midst of all this I was sinking in the ocean of my emotions, especially anger and frustration at everything around me. But did it do anything? Did it make me feel better? Well, no, only fatigue, because getting pissed off, frustrated is tiring. Nothing has changed by the fact I was mad, angry, frustrated.

A wisienką na torcie był mój internet, a raczej jego brak i zepsuty laptop, na szczęście chwilowo. W tym wszystkim targały mną emocje, szczególnie złość i frustracja na wszystko dookoła. Ale czy to coś dało? Oprócz zmęczenia, bo wkurzanie się, frustracja i inne niekomfortowe emocje są męczące, to w sumie nic. Nic się nie zmieniło przez to, że sobie poprzeklinałam, pozłościłam, pofrustrowałam.


And here comes the key point of the program, STOICISM, which I am learning very reluctantly, but it is beginning to bear fruit. There are some moments when a gentle voice in my head tells me "calm down Basia, can you control this? No, you can’t, so take a breath and let go of your anger. It will work out, sooner or later." Now I'm so smart, but most of the time I'm not, although sometimes I do!

I tu pojawia się kluczowy punkt programu, czyli STOICYZM, którego uczę się bardzo opornie, ale zaczyna to przynosić owoce. Mam takie momenty, gdy łagodny głos w mojej głowie mówi mi „spokojnie Basiu, czy masz na to wpływ? Nie, więc odetchnij i puść złość. To się ułoży, prędzej czy później”. Teraz jestem taka mądra, ale przez większość czasu nie jestem, chociaż czasem mi się zdarza!


What would I like to tell you with this text? That I also get frustrated, that I get annoyed and pissed off at things beyond my control, which consumes my energy and time. So if you also have such moments, remind yourself of this post and read it again - I hope it will make you feel that you are not alone with this :) Let it go, slowly :)

Co chciałabym przekazać tym tekstem? Że też się frustruję, że się irytuję i wkurzam na rzeczy na które nie mam wpływu, co pochłania moją energię i czas. Także jeśli też macie takie momenty, to przypomnijcie sobie o tym poście i przeczytajcie go jeszcze raz – mam nadzieję, że to pozwoli wam poczuć, że nie jesteście z tym sami :) Odpuśćcie, powoli :)

with love
Basia

Saturday, May 4, 2024

It’s the new beginning!


I can't believe I'm writing this, but I moved to Vienna. And it's for real! My adventure here began on Monday, April 29th - that day I arrived with the last backpack, and when my boyfriend came to pick me up at the train station I told him that I was finally here permanently and there’s no going back anymore. Two and a half years of a long-distance relationship is a very long time, and I am grateful to myself and him and us together for making it through this time and finally living together after an infinity of going back and forth.

Nie mogę uwierzyć, że to piszę, ale przeprowadziłam się do Wiednia. I to tak naprawdę! Moja przygoda tutaj zaczęła się w poniedziałek 29 kwietnia – tego dnia przyjechałam z ostatnimi bagażami i kiedy mój chłopak przyjechał po mnie na dworzec ze wzruszeniem powiedziałam mu, że w końcu jestem tu na stałe. Dwa i pół roku relacji na odległość to bardzo długo, i jestem przeogromnie wdzięczna sobie i jemu i nam wspólnie za to, że daliśmy radę, że przetrwaliśmy ten czas i że po niezliczonych podróżach w końcu mieszkamy razem.


I started quite relationship-wise, but that's not what this post is about ;P today I want to focus on a new chapter, which means life in Vienna. It's a good thing that I arrived just at the beginning of a new month, because I can start it with the thought "a new month in a new place", and thus build new habits and small traditions of daily life.

Zaczęłam dość związkowo, ale nie o tym jest ten post ;P dzisiaj chcę się skupić na nowym rozdziale, czyli życiu w Wiedniu. Dobrze się stało, że przyjechałam akurat na początek nowego miesiąca, bo mogę go zacząć z myślą „nowy miesiąc w nowym miejscu”, a co za tym idzie zbudować nowe nawyki i małe tradycje codzienności.


I will not pull the wool over your eyes - this moving out was not only associated with pleasant feelings. It was also associated with fear, uncertainty and stress. I don't know German, I don't know the people here, I don't have a job yet... a lot of unknowns and difficult thoughts. But (!) I decided to treat it as a challenge and find my paths in Vienna.

Nie będę wam mydlić oczu – ta przeprowadzka nie wiązała się tylko i wyłącznie z miłymi uczuciami. Wiązała się również ze strachem, niepewnością i stresem. Nie znam niemieckiego, nie znam ludzi, nie mam jeszcze pracy… dużo niewiadomych i trudnych myśli. Ale (!) postanowiłam potraktować jak wyzwanie i znaleźć moje właśnie ścieżki w Wiedniu.


What have I done so far? First, I went to a yoga class with a friend and decided to try out a few different places to see which one I like the most and go there regularly. I signed up for a German class! And I decided to make Sundays cake-days!
I'm slowly finding myself in this city and treading my paths – coffee ones, yoga ones, walking ones. There's still a lot to do, but I'm trying to keep a positive attitude! It will be fine :)

Co zrobiłam do tej pory? Po pierwsze poszłam z koleżanką na jogę i postanowiłam wypróbować kilka różnych miejsc, żeby zobaczyć, które mi się najbardziej podoba i tam chodzić regularnie. Zapisałam się na zajęcia z niemieckiego! I wymyśliłam, że niedziela będzie dniem pieczenia ciasta.
Powoli odnajduję siebie w tym mieście i wydeptuję moje ścieżki – kawiarniane, jogowe, spacerowe. Jeszcze dużo przede mną, ale staram się nastawiać pozytywnie! Będzie dobrze :)

with love
Basia
© Primineers. Design by FCD.